Żyjemy w czasie zarazy. Niezależnie od tego, jak ustawimy - w hierarchii zagrożeń - nowego koronawirusa, nie ulega wątpliwości, że namieszał nam w codzienności. Wytrącił z naiwnych kolei nasze nudne żywoty.
Jednym z bardziej krytycznych elementów, które stanęły przed poważnym wyzwaniem jest powszechna i obowiązkowa edukacja (w przypadku szkół średnich i wyższych problem jest dużo mniejszy), czyli nauczanie na poziomie podstawowym. Piszę, bo cierpię. Zmagam się z tematem pięcioklasisty, siedzącego w domu i nie uczącego się. Mógłby kto powiedzieć, że problemu nie ma, bo wystarczy uruchomić zdalne nauczanie i po problemie. Mógłby kto powiedzieć i niektórzy mówią. Moim zdaniem (pomijając przypadki złej woli), mówią tak ludzie, którzy nie wiedzą co mówią, ludzie o miernej wyobraźni, ponieważ:
-
Zde-formowany, polski system edukacyjny nie radzi sobie z klasycznym sposobem przekazywania wiedzy szkolnej, więc należy podejrzewać, że i zdalne metody, są poza jego zasięgiem.
-
Praktyka pokazuje, że podejrzenie z pkt.1 staje się pewnością, gdyż:
- nie słyszałem o jakichkolwiek projektach zdalnej edukacji, których celem byłoby wprowadzenie tego typu metod do polskich szkół, na skalę masową, powszechną;
- z tego co mi wiadomo, to nauczyciele (ile nie mieli by chęci) nie są przeszkoleni w wykorzystywaniu takich narzędzi. Doświadczenia większości ograniczają się do dzienników elektronicznych;
- nawet gdyby teraz, już, dziś ruszyć z jakimiś działaniami (zakładając, że mamy gotowe projekty, mniejsza z tym skąd i jak oraz jakim cudem), to i tak nie ma czasu i środków na wdrożenie;
-
Wdrożenie systemu, choćby lokalnie w jednej szkole, wymagałoby poświęcenia na tę czynność kilku miesięcy pracy wielu ludzi (nauczyciele, uczniowie, rodzice, informatycy, urzędnicy, …).
-
Najważniejszym elementem wdrożenia takiego systemu jest czynnik ludzki, który jest tym bardziej istotny, im bardziej zakotwiczony jest w trudnym środowisku (brak funduszy na sprzęt, oprogramowanie, usługi, płace nauczycieli; brak chęci czynników politycznych do merytorycznego podejścia, do programu nauczania; czas zarazy, dopełniający tylko czarę niemożności). W obecnych warunkach czynnik ludzki jest sfrustrowany i poziom tej frustracji będzie rósł.
-
Zakładając, że mamy czas, kasę i ludzkie chęci, to i tak potrzebujemy jeszcze narzędzi. Słyszał kto o takich, które zostały wdrożone i przetestowane w masowej praktyce? Wygląda, więc na to, że albo musielibyśmy zdecydować się na rozpoznanie przez bój, albo zainwestowanie w czas potrzebny na tworzenie/testy.
-
Łącza, server’y i cała reszta infrastruktury tworzone, są na aktualne obciążenie, plus margines rozwojowy. Nie należy oczekiwać, że podmioty komercyjne (ale i państwowe czy samorządowe również) będą utrzymywać nadmiarowość na wypadek potencjalnej katastrofy. Daje się, to zauważyć w obniżeniu prędkości i braku dostępności (raz na jakiś czas).
Nie zaprzątałem sobie głowy dotychczas tym problemem, bo całego świata nie zbawię, a już na pewno nie edukacji w obecnych warunkach społeczno-politycznych. Musiałem jednak zewrzeć pośladki i ruszyć do boju, aby wspomniany pięcioklasista nie opuścił szkoły podstawowej z większymi uszkodzeniami kory czołowej, niż jest to konieczne. Inaczej mówiąc, nie mam szalonych planów powiększenia jego wiedzy, zwiększenia poziomu jego edukacji, a jedynie zmniejszenie strat jakie - bez wątpienia - poniesie, wskutek zbiegu czynników naturalnych (ludzka głupota i jej płody, to też natura, jakby nie było).
W związku z tym, pod koniec ubiegłego tygodnia, spędziłem dwa dni na rozpoznawanie terenu i rozmieszczanie swoich marnych, acz zmotywowanych sił. Dwa dni poświęcone na:
-
Elektroniczny dziennik (LIBRUS)
Temat stosunkowo prosty. Wymagał, rzecz jasna, poświęcenia czasu na poznanie oprogramowania, przeanalizowanie (w celu optymalnego wykorzystania) i przeszkolenie ucznia; ale nie stworzył istotnych problemów. Zapewne dlatego, że narzędzia funkcjonują od dawna na rynku i - mniej lub bardziej intensywnie - są powszechnie wykorzystywane. -
Narzędzia do pracy grupowej (Office365)
Z tym punktem było dużo trudniej:
- zestaw narzędzi, nominalnie przeznaczony dla edukacji, sprawia wrażenie szybkiej improwizacji. Wygląda na to, że MS wyczuł krew, wziął rozbudowane narzędzie korporacyjne, zmienił kilka terminów (prezes → dyrektor; kierownik → nauczyciel; …) i rzucił na rynek. Być może mylę się, ale tak, to wygląda;
- szybko poszło z niezbyt rozbudowaną konfiguracją, choć trochę czasu zajęło mi opanowanie sprawnej nawigacji pomiędzy jednostkowymi narzędziami;
- szybko i przyjemnie było z Outlook’iem (poczta), Word’em (edycja text’ów), Excel’em (arkusze kalkulacyjne), Powerpoint’em (prezentacje);
- jednak zaliczyłem mordęgę z zestawem podstawowych elementów: OneNote (rozbudowane notatki), SharePoint (system udostępniania dokumentów), OneDrive (‘server plików’). Musiałem wpatrzeć się w całość, aby zauważyć wyraźne powiązania, ale nie to było najtrudniejsze, tylko chaos w plikach, brak systemu nazewnictwa, brak czegokolwiek ocierającego się o cień systemu. Nie, tym razem nie MS jest winien, tylko nauczyciele. Choć słowo wina jest nie na miejscu, bo nie mam żalu, pretensji, nie obwiniam nauczycieli - tak samo jak uczniowie i rodzice, robią pod górkę i próbują zaimprowizować cokolwiek, coby złagodziło negatywne skutki obecnej sytuacji. Jednak brak szkoleń, obycia z takimi narzędziami, procedur daje znać o sobie;
- przejrzałem również inne narzędzia (w sumie kilkanaście, może dwadzieścia) i, to co rzuca się w oczy, to nadmiarowość i zbędna komplikacja. Większość obecnych w Office365-(niby-dla-edukacji) narzędzi należałoby wyrzucić (zbędne lub dublujące funkcjonalność), a całość uprościć. Szkoła realizuje inne zadania niż korporacja.
-
Konfigurację przeglądarki, którą zazwyczaj ustawiam w tryb średnio bezpieczny (cokolwiek, to znaczy), co jest sensownym kompromisem pomiędzy bezpieczeństwem, a użytecznością (z punktu widzenia zwykłego użytkownika). Jednak ta średniość była i tak poważnym utrudnieniem w pracy z Office’em, więc trzeba ją było zmodyfikować.
-
Wdrożeniem manager’a haseł. Jedyny jasny punkt - dzięki całemu zamieszaniu miałem przekonywujący powód do przemycenia czegoś sensownego.
Mógłbym ten text rozbudować jeszcze bardziej, bo jest o czym pisać. Póki co, front zdalnej edukacji szkolnej mamy zabezpieczony. Teraz czekamy na ruch ze strony nauczycieli, a ja zastanawiam się nad innymi narzędziami (nie tylko elektronicznymi), które mogłyby być pomocne w zapanowaniu nad obecną sytuacją.
A Wy? Tak, Ty za tym wielkim monitorem i game’erską wypasioną myszą również. Macie jakieś doświadczenia tego rodzaju (z obecnego kryzysu lub oprogramowaniem do zdalnej edukacji), jakieś informacje z drugiej ręki, przemyślenia? Chętnie skorzystam z gotowych recept i inspiracji.